Czarny Skarabeusz

Przy otwartym tarasie zatrzymała się załoga Czarnego skarabeusza. Przypłynęli oni na Karaweli, której ozdobą dzioba był duży, czarny skarabeusz. Kapitan stanął przy dziobie i wydawał rozkazy swoim piratom wymachując ręką. Po chwili kotwica została opuszczona, żagle zwinięte, a piraci wbiegli na Baratie. Przywódca całej załogi udał się do swojej kajuty, jego głowa była warta 1mln. Włosy miał podobne do nosa/czułek skarabeusza i długą zaplecioną w warkoczyk brodę.

Tuż koło pirackiego statku zakotwiczył okręt marines dokonując abordażu. Jak zapewne nie trudno się domyślić załoga została częściowo pojmana, ale większość zabili. Statek nie został prawie uszkodzony, jednak pozbawiono go wszelkich symboli załogi Czarnych Skarabeuszy.

// Karawela do wzięcia//

Shigeru wskoczył na pustą karawelę i rozejrzał się po niej chcąc zobaczyć czego będzie jeszcze potrzebował z Baratie. Przede wszystkim sprawdzał czy wszelkie sprzęty niezbędne do pływania tą łajbą są na miejscu i czy w magazynie znajdują się zapasy. Jednocześnie przez jego głowę przeleciała myśl, że chociaż wie cokolwiek o żegludze to jednak sam jeden nie zdoła pokierować karawelą.

Jedzenie było stare i nie nadawało się do zjedzenia, a w kuchni śmierdziało zgnilizną. Co prawda były trzy armaty, ale brakowało kul do nich oraz prochu. Broni też żadnej nie było, ale to był najmniejszy problem. Zwłoki porozrzucane po całym pokładzie musiały zostać szybko wyrzucone.

Wzdychając ciężko, Shigeru zabrał się za wyrzucanie zwłok z łajby nie omieszkując przedtem ich przeszukać, w końcu nie wypada marnować beli i przedmiotów, które mogą być na nie wymienione. Kiedy obszukał i wyrzucił już wszystkie ciała zabrał się za przeglądanie żywności. Wszystko co zdecydowanie nie było zjadliwe wyrzucał za burtę, a pozostałe chwilowo zostawił na pokładzie.

Zostało tylko pół beczułki wody zdatnej jeszcze do picia, a zwłoki zostały już przeszukane. To się nazywa mieć pecha, jedynym co zostało były dwa lekko zardzewiałe kordesale, jedna szabla i dużo splamionych krwią szmat, który po wypraniu można było wykorzystać.

- Jest ty szalony doktorek - Drąc się wskoczył na statek chłopak z otwartymi dłońmi, ale zgiętymi palcami.

- Co? Czego chcesz? - spytał zdziwiony, a w jego głosie i postawie można było dojrzeć zmęczenie. - Usługi medyczne nieczynne. - dodał i zabrał się za zmywanie krwi z pokładu świeżo zdobytej karaweli.

- Walcz ze mną - powiedział poważnie i zbliżył się do Shigeru uderzył na końcach dwóch desek pokładu ręką, ale nie widać było by coś się stało. Później stanął na niej, a ona złamała się jakby była tylko chudym plasterkiem. Wypadły z niej jeszcze niezbyt duże kawałki drzewa.
- Chyba coś popsułem - powiedział uśmiechając się lekko.

"Może przynajmniej tutaj jest trochę spokojniej" - pomyślał Morok podpływając do karaweli. Nagle tuż obok niego do wody wpadło coś dużego. Złotowłosy zerknął, co to.
- No tak... - skomentował widok zwłok, wzdychając ze zrezygnowaniem w głosie. Podpłynął do drabinki linowej i wspiął się po niej, po chwili zaś stanął na pokładzie.
- Ooo... Nimen? - powiedział ze zdziwieniem na widok towarzysza podróży.

- Tak ja... nie możemy płynąć, brakuje nam jednej osoby - powiedział jak zawsze uśmiechnięte i czekał na to co mu lekarz odpowie. Nie mógł się doczekać walki. Nie miał zamiaru dłużej czekać, opuścił tą karawelę i wszedł na swoją.
<zt>